with Brak komentarzy

perfekcjonizm

 

Chciałabym żebyście przypomnieli sobie swoje doświadczenia i wspomnienia związane z nauką angielskiego. Jakie towarzyszą Wam emocje? Podekscytowanie i ciekawość, czy zniechęcenie i stres? Obawiam się, że to drugie.

Angielski we wspomnieniach ze szkoły to dla wielu testy, klasówki, nudne ćwiczenia z gramatyki, zero mówienia, a jeśli już, to poprawianie błędów przez nauczyciela – przy całej klasie rzecz jasna. Utrata cennych punktów na sprawdzianie za niepoprawne użycie czasu, zła ocena, bo zrobiłaś literówkę, śmiech innych, kiedy się pomyliłaś. Lepiej nie odzywać się wcale niż mówić z błędami, co nie?

Nie 😊

Robienie błędów w trakcie nauki to najlepsza rzecz! Nie żartuję. Pewnie znacie ten banał, że nie popełnia błędów tylko ten, co nic nie robi?

Zacznijmy od tego, że język ma służyć komunikacji. Naprawdę nikt nie umrze z tego powodu, że zamiast użyć czasu Present Perfect użyłaś czasu Past Simple. Nie linczuj się za każdym razem, kiedy popełnisz błąd – to najnormalniejsza i najbardziej naturalna rzecz pod słońcem w trakcie nauki. Daj się poprawiać innym i szczerze im za to podziękuj. No chyba, że robią to złośliwie to wtedy się nie przejmuj, bo prawdopodobnie sami mają kompleksy na punkcie swojego języka.

 

Ale jak to? Mówić z błędami?

Niektórzy pytają, czy wtedy właśnie nie utrwalają sobie tych błędów? Pamiętaj, że równolegle z mówieniem i próbą używania języka stale się dokształcasz – robisz ćwiczenia, piszesz, tłumaczysz zdania. Bardzo często jest tak, że na zajęciach konwersacyjnych wypisuję błędnie wypowiedziane zdania swojego kursanta – później pokazuję te błędne zdania i proszę o poprawienie błędów. W 90% kursant sam wychwytuje swoje błędy. Wniosek z tego jest taki, że wiedza jest – tylko trzeba ją zacząć werbalizować.

 

Wygórowane wymagania

Kiedy powiesz sobie, że za 6 miesięcy chcesz mówić jak Native Speaker, posługiwać się płynnie wszystkimi czasami i używać wyszukanego słownictwa przy nakładzie pracy 20 minut dziennie – to chyba nikogo by nie zdziwiło, gdyby jednak się nie udało. A Ty znowu włączysz wewnętrznego krytyka, który będzie Ci powtarzał, że nie dałaś rady, nie masz talentu i powinnaś rzucić to wszystko w diabły. Postaw sobie takie cele, które rzeczywiście da się zrealizować. Jeśli masz ograniczoną ilość czasu to nie wymagaj od siebie rzeczy niemożliwych. Małymi krokami też można dojść do celu.

 

„Ale ja wolę najpierw nauczyć mówić się bezbłędnie, a dopiero potem zacząć mówić”

Są tacy, którzy mają takie podejście i za nic w świecie nie chcą go zmienić. Tak też można, tylko że będzie to proces dłuższy i obciążony – mimo wszystko – dużo większym stresem. A błędy pojawią się i tak, bo – co tu dużo mówić – wszyscy je popełniamy! I nie ma w tym absolutnie nic złego 😊

Nauka języka to proces, który nigdy się nie kończy. Jeśli zaczęłaś, będziesz uczyć się do końca życia. Ja też, mimo że chyba nie jest tak najgorzej z moim angielskim 😉 , spotykam się na konwersacje z Amerykanką, żeby utrzymać język na dobrym poziomie. Ze swoich błędów się śmiejemy, bo wierzcie lub nie, ale Stacey (moja amerykańska lektorka) też się zdarza popełnić jakiś gramatyczny błąd.

Dlatego namawiam do podejmowania prób! Pisania, mówienia, słuchania – odrzućmy perfekcjonizm, tutaj jest on raczej niemile widzianym gościem. Pamiętajcie, że nawet bardzo małe działanie da Ci nieskończenie większe rezultaty niż brak działania, a zatem nie odkładajcie nauki na później.